1 kwietnia 2015

1. Prawo do życia?

Gdańsk, rok 1937
 Wzburzone fale morza leniwie obijały się o prawą burtę statku, który właśnie dobijał do portu. Odgłos śpiewających mew, latających beztrosko po czerwonawym niebie i szum morza liżącego delikatnie deski statku zastępował ciszę czerwonowłosemu mężczyźnie, trzymającego w dłoni żarzącego się papierosa. Opierając się o barierkę otaczającą pokład statku, spoglądał na zachodzące słońce i intensywnie nad czymś rozmyślał. Zaciągnął się szarawym dymem i przymrużył powieki.
 Nagle jednak poczuł silne uderzenie w plecy i aż zachłysnął się powietrzem, przez co zaczął ciężko kaszleć.
- Igneel! Głowa do góry! Zawołała czarnowłosa kobieta, uśmiechając się zadziornie w stronę mężczyzny.
- Ur, idiotko! Warknął, łapczywie nabierając tlenu w płuca. - Chciałaś mnie zabić czy jak?!
- Coś taki uszczypliwy? 
- A co ty taka wesoła?
- Wracamy na stare śmieci, powinieneś się cieszyć.
 Igneel westchnął cicho i spojrzał w bok i dostrzegł różowo-włosego chłopca, wymiotującego do morza, który nerwowo ściskał drobnymi dłońmi poręcz stalowej barierki. Jego blada twarz lśniła od kropel potu, spływających mu z czoła.
- Natsu! No weź nie mów, że boisz się wody! Krzyknął złośliwie Gray, siedząc na metalowych schodkach naprzeciw. Po chwili poczuł ból z tyłu głowy i dostrzegł rozgniewaną twarz swojej ciotki.
- Zachowuj się, smarkaczu!
- Przepraszam... Mruknął obrażony.
 Ur spojrzała współczująco na podopiecznego czerwonowłosego. Nawet przez grzywkę zasłaniającą jego twarz, można było dostrzec strach i smutek w jego oczach.
- Igneel, on...
- Nadal ma traumę. Odparł twardo mężczyzna, nawet nie spoglądając na przyjaciółkę. Wydawałoby się, że nieco przygasł. - Nie wiem, jak mam mu pomóc. Biegałem z nim po psychologach i poradniach, jednak prawdę mówiąc, gówno to pomogło...
 Tymczasem mały Natsu wpatrywał się tępo w jasno-zieloną wodę, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo się trząsł. Bał się. Potwornie bał się pojazdów. Nie chciał wcale przypływać do Polski. Wolałby zostać w domu i wyglądać całymi dniami przez okno. Kolejny raz poczuł, jak jego żołądek zalewa fala gorąca.
- Minęło tyle lat od śmierci Claire i Roberta... aż nie chce mi się wierzyć, że ten pociąg tak po prostu się wykoleił...
- Pierdolenie. Warknął Igneel, zaciskając pięści. - Na bank nie sprawdzali jakości tych szyn, przecież chcieli jak najszybciej uruchomić nową trasę. Pierdolone, rządowe świnie, zrobią wszystko byleby tylko zarobić...
 Nim się zorientowali, na pokładzie statku rozbrzmiały dzwony, oznaczające dobicie do portu. Igneel jednym sprawnym ruchem przerzucił sobie syna przez ramię i wolną dłonią chwycił ich bagaże, po czym pokierował się pod pokład. Wyminął stojącą przy wyjściu hostessę i zaczął powoli schodzić z trapu, poprawiając sobie przy tym mocniej chłopca na ramieniu. Kiedy stanął na betonowym podłożu, wziął w płuca głęboki wdech i zamknął oczy. Gdańsk. Tak dawno już nie widział tego miasta, nie czuł tego powietrza...
- Tato, puszczaj mnie! Wyrywał się Natsu, bijąc Igneela piąstkami w plecy. Zirytowany mężczyzna zrzucił chłopca z siebie, w wyniku czego ten upadł na tyłek i niemal natychmiast podskoczył niczym oparzony, masując cztery litery.
- Widzę, że sprawdzasz się w roli ojca. Roześmiana Ur klepnęła Dragneel'a po ramieniu.
- Ten gówniarz mnie kiedyś wykończy!
- Przesadzasz. Odparła.
- Chcesz, to Ci go oddam za darmo.
 Kobieta przekręcając oczami westchnęła cicho i złapała za dłoń małego Fullbustera, co oczywiście, spotkało się z niezadowoleniem chłopca. Ile to już lat minęło od jej ostatniego pobytu w Polsce? Sama nie miała pojęcia, lecz brakowało jej rodzimych ziem. Przyjaciół, rodziny, ojczystego języka... Jednak najbardziej brakowało jej tego drania Metallicany - który właśnie podjechał do portu czarną Lancią Augustą*.
- Kopę lat! Krzyknął czarnowłosy mężczyzna w jasnym kapeluszu na głowie, zza uchylonej szyby samochodu, wyrzucając przez nią niedopałek czerwonego Marlboro.
- No nie do wiary... Zachwyciła się kobieta, podchodząc bliżej pojazdu. - Metallicana, to naprawdę ty? 
- We własnej osobie. A coś ty myślała? Zaśmiał się.
- Dziwisz się, jak jeździsz kradzioną Lancią? Odezwał się Igneel, wyłaniając się zza pleców Ur.
- Ej, ej, ej! Tylko nie kradzioną! Sam uzbierałem na te cacuszko kasę. Wychyloną przez okno dłonią, poklepał lakierowane drzwi Augusty po zewnętrznej stronie.
- Chyba ''sam zajebałem tą kasę''.
- Skąd ty... A co Cię to, kurwa, obchodzi?! Ofuknął się. - Wsiadaj już!
 Zirytowany Dragneel otworzył tylne drzwi samochodu, do którego jako pierwszy wskoczył mały Fullbuster, po którym wsiadła Ur. Igneel spojrzał na Natsu błagalnym wzrokiem, kiedy ten spanikowany wpatrywał się tępo w pojazd.
- No dajże już spokój... Mężczyzna chwycił chłopca pod ramię, i wręcz wrzucił go do wnętrza samochodu, po czym zamknął drzwiczki a sam zajął miejsce z przodu.
- Dzieciak daje popalić? Mruknął czarnowłosy, odpalając ukochaną maszynę.
- A weź mi już nic nie mów. 
- Mówiłem Ci, że sam nie dasz rady go wychować. 
- A co miałem zrobić? Zostawić go na ulicy? Robert był moim dobrym przyjacielem. Nie zrobiłbym mu tego. 
- Igneel... Westchnął Redfox, skręcając w pobliski zakręt. - Dobra, rozumiem, przyjaźń przyjaźnią, ale nie sądzisz, że to zbyt dużo jak na Ciebie? W końcu sam masz dość własnych problemów.
- Może i tak...
Tymczasem różowowłose dziecko, któremu Ur właśnie zapięła pasy, wpatrywało się jakby nieobecnym wzrokiem w szybę. Ojciec go nie chciał. Wiedział o tym, doskonale wiedział, przecież został mu praktycznie wciśnięty... Pomimo jego wiedzy na ten temat, słowa Igneel'a zakuły go wprost w jego małe, dziesięcioletnie serduszko.
- ...ale to najlepsza rzecz jaka przytrafiła mi się w życiu. Pomimo, że to mały gówniarz, kocham tego upierdliwego dzieciaka jak własnego syna.
 Wraz ze słowami, które zapadły z ust Dragneel'a, oczy Natsu jakby na nowo nabrały pełnego życia blasku. Zacisnął drobną pięść na szaliku, który dostał od niego lata temu i znikomo się uśmiechnął. Kocham Cię, tato... Pomyślał w duchu, kiedy samochód zniknął na następnym skrzyżowaniu.
...
Dochodziła godzina dwudziesta druga, kiedy w barze ''Pod Bażantem'' dancingi trwały w najlepsze. Panie w szykownych, podkreślających naturalne wzory kobiecości sukienkach do podłogi, wirowały na parkiecie, w asyście elegancko ubranych w jasne garnitury mężczyzn. Na wyniesionej scenie na przeciwko drzwi wejściowych grała orkiestra złożona z mężczyzn, a po chwili solówkę na saksofonie zagrał ciemnowłosy mężczyzna w jasnym garniturze w paski, oraz takiego samego kroju kapeluszu na głowie. Nad wszystkimi wisiał dość duży, kryształowy żyrandol. Przy barze na wysokim krześle siedziała na oko trzydziestoletnia kobieta, której niebieskie fale włosów opadały na odkryte przez beżową, błyszczącą suknię za kolana z lekko wysuniętym dekoltem oraz lekkim makijażem. Popijając lekkiego drinka przez słomkę, na której zostawiała ślady czerwonej szminki, stukała obcasami w rytm muzyki o metalową konstrukcję krzesła. Nagle jednak podskoczyła przerażona, gdy poczuła czyjeś ciepłe dłonie na ramionach. Gdy gwałtownie się odwróciła, oczy niemal wyleciały jej z orbit.
- Igneel! Wpatrywała się w mężczyznę niebieskimi jak niebo oczami, z niedowierzaniem. - Co ty robisz w Warszawie?
- Przyjechałem odwiedzić stare śmieci. Wzruszył ramionami z uśmiechem. Zaraz zza jego pleców wyłonił się elegancki jak nigdy Metallicana.
- Grandine... Zagwizdał czarnowłosy na znak podziwu. - Dawno Cię tu nie było.
- A wiesz... miałam trochę pracy w szpitalu. Ale tam, nieważne. Skinięciem dłoni zamówiła dla towarzyszy po kuflu piwa. - Igneel, opowiadaj co tam u Ciebie. Odkąd wyjechałeś, nie było z Tobą żadnego kontaktu.
- W sumie, nic ciekawego. Pamiętasz Roberta i Claire? Zaadoptowałem ich dzieciaka.
- Zaraz, zaadoptowałeś, to znaczy, że oni... Kobieta z szoku aż zachłysnęła się trunkiem.
- Nie żyją. Zginęli w wypadku kolejowym.
 Grandine posmutniała i wbiła wzrok w drżącą taflę alkoholu, kiedy lekko machała szklanką to w jedną, to w drugą stronę.
- Pewnie musi być Ci ciężko, samemu wychowując syna. Chyba, że... 
 O nie, nie, nie. Igneel znał ten błysk w oku niebieskowłosej. I wcale nie wróżył on niczego dobrego.
- ... masz już swoją damę serca. Oj, no nie wstydź się, to urocze.
- Daj spokój, dobrze wiesz, że ten dekiel jeszcze w życiu nie poderwał żadnej panny. Chyba, że na jedną noc. Zaśmiał się Metallicana, wypijając zawartość kufla duszkiem z głośnym westchnieniem.
- Prowokuj mnie dalej, a wsadzę Ci głowę do tamtej tuby. Wskazał na mężczyznę, grającego na saksofonie. Czarnowłosy wiedział, że jego przyjaciel nie żartuje. Bo przecież Dragneel nigdy nie żartował.
- Jak już tak rozmawiamy... co u Layli? Już długo jej nie widziałem...
 Ledwo to wypowiedział, a po twarzach pozostałej dwójki przebiegły ponure cienie. Siedzieli chwilę w milczeniu, po czym obrzucili się nawzajem niepewnymi spojrzeniami. Nie rozumiał nagłej zmiany ich zachowania. Powiedział coś nie tak...?
- Igneel, słuchaj... Zaczęła kobieta.
- Layla żyje teraz swoim życiem. Dokończył mężczyzna. Starał się mówić jak najbardziej spokojnie, lecz przychodziło mu to z trudem, gdyż wiedział jak bardzo w młodości czerwonowłosy był zakochany w Heartfilii. - Po twoim wyjeździe wyszła za mąż i zaszła w ciążę. Potem wyprowadziła się z Warszawy i od tamtej pory nie mieliśmy żadnej wieści od niej. 
- Ale jak to, kurwa, możliwe?! Nie wiecie z kim się ożeniła? Gdzie się wyprowadziła?
 Niebieskowłosa westchnęła ciężko. Wiedziała, że będzie dociekał.
Na jej nieszczęście, Igneel zauważył jej podenerwowanie.
- Grandine, powiedz mi. Ty wiesz, prawda?
Zacisnęła usta w wąską linijkę.
- Wściekniesz się. Lepiej, żebyś nie widział.
- Mów. Uparł się.
- Jude. Jude Heartfilia. 
- Co?! W jednej chwili poczuł jak się w nim zagotowało. Mógł spodziewać się każdego, ale nie tego gnoja. Uderzył dłońmi o blat lady i gwałtownie wstał. - Jak ona mogła hajtnąć się z tym dupkiem?! Nie pamiętacie jak traktował wszystkich za małolata, tylko dlatego, że miał więcej kasy, bo jego rodzicie prowadzili własny interes?!
- Igneel, uspokój się. Szepnęła Grandine. Pamiętała, jak sama była w szoku, gdy się dowiedziała, jednak nie mogła podważać decyzji przyjaciółki.
 Jednak czerwonowłosy miał co do tego odmienne zdanie.
- Nie no, muszę ją znaleźć i...
- I co? Wtrącił się Metallicana.
- Skopię mu dupsko, kurwa!
- Zaraz ja je skopię Tobie, jeśli nie ustawisz się do pionu i nie usiądziesz. Ściany mają uszy. Skinął głową w bok, wskazując na tłumy gapiów. Ale Dragneel nie potrafił się opanować. Nie po tym, co usłyszał. Że ta Layla, jego Layla, i ten snob Heartfilia? Nie potrafił ułożyć sobie tego w głowie a irytujące spojrzenia widowni, tylko jeszcze bardziej dolewały oliwy do ognia. Zaraz rozpieprzę ten bar, pomyślał w duchu. Chwilę później poczuł chłodną dłoń przyjaciółki na ramieniu i kątem oka dostrzegł jej współczujące spojrzenie. Wziął głębszy wdech i usiadł. Zrozumiał, że nie mógł nic zrobić. Kompletnie nic. W tamtym momencie, zaczął przeklinać dzień, w którym postanowił wyjechać.
 Gdy udało im się opanować sytuację, gapie wokoło znów wrócili do zabawy na parkiecie, zostawiając obcą im trójkę przy barze. W miarę upływu czasu ich szklanki to napełniały się, to opróżniały, w wyniku czego, stali się wylewni jak nigdy. Opowiadali sobie o różnych sytuacjach i zdarzeniach, które działy się podczas nieobecności Igneel'a, śmiali się, tańczyli, nawet nucili sobie przeboje z dawnych lat. Starali nadrobić się te stracone sześć lat, jednak czerwonowłosy - mimo szerokiego uśmiechu - obwiniał się o cały ten cholerny wyjazd z Polski.

~*~

 Ur spoglądała to na syf panujący w mieszkaniu, to na dzieciaki bawiące się figurkami żołnierzy w pokoju. Oczywiście, chciała tam posprzątać, przynajmniej taki miała zamiar, jednak widząc przed oczami reakcję Metallicany na lśniące mieszkanie zamiast wszędzie porozwalanych ubrań, starego jedzenia czy płyt kompaktowych, wolała sobie odpuścić. Upijając łyka kawy, z naprawdę, tylko cudem jedynego nie zapleśniałego jeszcze kubka, tupała stopą o jasną podłogę w rytm jazzowej piosenki puszczanej w starym radiu. Westchnęła cicho. Miło było usłyszeć dobrą muzykę w swoim własnym, ojczystym języku. Człowiek naprawdę może stęsknić się za takimi drobiazgami daleko od domu. Zamknęła oczy i oddała się w objęcia swojego własnego, małego świata wyobraźni, w którym to tańczy walca z najprzystojniejszym znanym jej piosenkarzem, kiedy zaraz usłyszała huk tłuczonego szkła oraz ostre uderzenie o drewnianą podłogę. Przestraszona szybko wbiegła do drugiego pokoju i dostrzegła poobijanych chłopców, którzy wcześniej wykłócając się ze sobą o ulubionych bohaterów z bajek - teraz z zaangażowaniem przyglądali się stercie gazet, ukrytej przed światem w zakamarkach szuflad. Szybko pozbierała czasopisma dla dorosłych z podłogi i wyrzuciła je do kosza, klnąc pod nosem na tego zboczeńca. Już nie żył. Mogła mu to zagwarantować.
- Ciocia? Do kuchni zawitał Gray, pokazując zezłoszczonej kobiecie jeden z magazynów Metallicany. - Co to jest?
 Po chwili za ciemnowłosym chłopcem, stanął również ciekawski Natsu.
- To? Ur wskazała na gazetę, po czym uśmiechnęła się tak niewinnie, że aż czuć było, iż coś wisi w powietrzu. - Ostatnia lektura wujka w życiu...


~*~